poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Ciężki weekend.

Tak, bardzo ciężki, zdecydowanie. I to już kolejny. Poprzedni minął na wieczorze kawalerskim takiego jednego rogatego osobnika, na podziwianiu ładnie tańczących pań w klubie noc...eee...w operze.

A teraz - no przecież żal byłoby żeby tyle dobrego jedzonka na weselu (w zasadzie: po weselu) się zmarnowało, prawda? więc niestety z ciężkim sercem, w bólu i w poczuciu obowiązku wybrać się musieliśmy na bardzo nudną, przewidywalna imprezę (oczywiście bez alkoholu bo potrafimy się wszyscy tak bawić).

Dziwne tylko że nikt poza Singlesem nie chciał ze mną zjadać niedużego, różowego homara (został okrzyknięty oczywiście natychmiast "potworkiem" - homar, nie Singles), a Daria to się nawet bała jak machaliśmy do niej jego szczypcami (łapką?). Tak czy siak, był słony, śmieszny i nie było w nim za dużo mięsa ;)

Póki co - wracamy do pracy - jakieś nudy, że niby ludzik będzie ładnie po mapie śmigał, jakieś brakujące cyferki, Wader nas do pracy ściga...no wakacje są przecież do cholery, więc nie wiem czego on od nas oczekuje - powinniśmy siedzieć na tarasiku, opalać sie i popijac drinki podawane przez laseczki w bikini, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz